piątek, 19 września 2014

Tak mało czasu tak wiele rzeczy

Minął już dość długi czas od kąt pisałam ostatni wpis. Przez ten czas tyle się wydarzyło, że nie wiem czy dam radę ująć to w jednym wpisie, a więc zróbmy tak, że rzeczy z sierpnia napisze w tym poście, a z września w następnym. Myślę, że tak będzie dobrze. Po pierwsze przed samym wyjazdem do Ustki odstawiłam niezły cyrk, a rzecz w tym, iż we wtorek dwa dni przed wyjazdem nad morze o godzinie 22:00 zadławiłam się jedzeniem, już od jakiegoś czasu słabo jadłam ale wtedy już nie było wyjścia. W środę o 6:00 byliśmy już w drodze do Szpitala w Warszawie. O godzinie 15:00 było już po wszystkim. Mój przełyk został rozszerzony do 11mm. To wszystko działo się tak szybko tyle nerwów, tyle strachu, tyle płaczu. Zaraz po zabiegu przybyła do mnie moja Pani Doktor, która oświadczyła, że dziś mogę pić, a jutro jeść no i jutro mogę wyjść około 12:00. To były w końcu dobre wiadomości ale... Nie na długo. Za 15 min przybiega i mówi, że jednak nie mogę dziś nic do ust wziąć jutro pić a w piątek jeść i MOŻE wieczorem wyjdziemy. Jak to szybko można zmieniać zdanie najpierw daje nadzieje, a potem zabiera ci wszystko. O 22:53 w piątek miałyśmy autobus do Ustki no i cóż znów płacz i złość. Następnego dnia mama poszła do pani profesor, która oświadczyła, że możemy dziś (czwartek) wyjść. Hmm... nie wydaje się to wam dziwne? Ale w końcu to Polska wszystkiego mogę się spodziewać. Bądź co bądź wyszłyśmy w czwartek o 20:00 i w piątek szczęśliwie pojechałyśmy nad morze. Uwielbiam to uczucie, gdy wsiadam do autobusu i wiem, że obudzę się tam gdzie pragnę. Po takich rewelacjach ten tydzień był jak zbawienie. Coś cudownego nie pamiętam kiedy mama się tyle uśmiechała. Pogoda dopisała opaliłam się jak rak :D. Nie będę się więcej rozpisywać bo tego nie dam rady opisać słowami. Jeśli chodzi o sierpień to by było na tyle za chwilkę wstawię post o wrześniu.